Warianty tytułu
Języki publikacji
Abstrakty
Zdawałoby się, że przynajmniej koszty ochrony Bałtyku są łatwe do policzenia. A jednak tak nie jest. Wiadomo, ile trzeba na wyposażenie gmin w biologiczne oczyszczalnie ścieków, ile będzie kosztowało ich skanalizowanie i ile musi płacić od metra sześciennego przeciętne gospodarstwo domowe. Wprawdzie owe kwoty nie są obiektywnie zdeterminowane, bo zależą od fachowości urzędników, ukształtowania terenu i gęstości zaludnienia, ale można przecież zakładać doskonałą wiedzę i obliczać niezbędne nakłady, których wymagałaby sanitacja gmin, jakiej oczekujemy. Można się spierać, czy w okolicach słabo zaludnionych inwestować w kanalizację, czy raczej tolerować przydomowe szamba, z których część będzie nieszczelna. Można się spierać, czy lepiej jest opłacać inspektorów, którzy te szamba sprawdzają, czy mieć drogą kanalizację, która jest odporniejsza na oszukiwanie. Można się wreszcie spierać, czy zainwestować w droższą technologię, która jest tańsza w eksploatacji, czy też poprzestać na tańszych urządzeniach, które będą później wymagały wyższych kosztów bieżących. Są to jednak problemy, które jest w stanie rozwiązać dobrze wykształcony projektant. Problemem, który wykracza poza tego typu dylematy inżynierskie jest wybór alternatywnych sposobów ograniczania dopływu azotu i fosforu do morza. (fragment tekstu)
Twórcy
autor
- Uniwersytet Warszawski
Bibliografia
Typ dokumentu
Bibliografia
Identyfikatory
Identyfikator YADDA
bwmeta1.element.ekon-element-000171333859