Celem artykułu jest zwrócenie uwagi, iż trwający kryzys ma wyraźne podstawy ideologiczne, zaś walka z kryzysem wymaga odpowiedzialności. Trwający obecnie światowy kryzys finansowy jest efektem doktryny monetaryzmu, a zarazem schyłkową fazą jego 30-letniej epoki. Stan gospodarki po sześciu latach od wybuchu kryzysu świadczy o nikłych efektach jego ograniczania i dalszym nasilaniu się czynników kryzysogennych. Powiększanie ilości pieniądza, niezależnie czy drogą deficytu, wydatków publicznych, luzowania polityki monetarnej, dokapitalizowania banków, czy rozrzucania gotówki z "helikoptera", przynosi efekty krótkookresowe, niewspółmierne wobec kosztów oddalanych w czasie, związanych z kumulacją długu, niewypłacalnością państw, brakiem pokrycia papierów skarbowych, deprecjacją funduszy emerytalnych, życiem na koszt przyszłych pokoleń i psuciem pieniądza. Kryzys finansowy w sumie nie naruszył piramidy finansowej, która powiększa się w zastraszającym tempie. Przerażające są możliwe skutki jej załamania, na skalę szerszą niż przypadek Grecji. Posiadacze walorów dłużnych uczestniczą w gigantycznej piramidzie finansowej, fundusze inwestycyjne i emerytalne, itd. póki co, korzystają z fikcyjnego bogactwa, które nie może być zmaterializowane. Niska ocena skuteczności walki z kryzysem prowadzi do wniosku, iż nie da się naprawić gospodarki monetarystycznymi metodami, które doprowadziły do wybuchu kryzysu. Koniec epoki monetaryzmu sygnalizuje potrzebę poszukiwania nowego jakościowo podejścia do gospodarowania, zmiany sposobu myślenia i systemowych rozwiązań, które pozwolą wyprowadzić gospodarkę Zachodu z recesji. (abstrakt oryginalny)