Całość przedstawionych tu refleksji prowadzi, jak się wydaje, do dwu różnych, niekoniecznie spójnych ze sobą wniosków. Można bez wątpienia orzec, że koncepcja społecznej gospodarki rynkowej stanowi ważki krok w poszukiwaniach nowego ładu gospodarczego, ładu, który dawałby szansę podporządkowania całokształtu procesów gospodarowania generalnemu celowi, jakim jest zaspokojenie, w stopniu odpowiadającym długofalowo rozpatrywanej dostępności zasobów, potrzeb ludzkich, umożliwienie rozwoju jednostkowego i społecznego wszystkim ludziom, czy ujmując rzecz w szerszej perspektywie - przetrwanie cywilizacji. Nie da się jednak ukryć, że koncepcja ta, zarówno w swej oryginalnej, liczącej już kilkadziesiąt lat postaci, jak i w rozwinięciach tworzonych głównie przez niemieckojęzycznych kontynuatorów myśli ordoliberalnej, ujawnia istotną lukę - nie wskazuje siły sprawczej, która byłaby zdolna do uruchomienia procesu przeobrażeń, jego podtrzymywania i doprowadzenia porządku gospodarki globalnej do stanu niezagrażającego już jej katastrofą. Nie można, niestety, podtrzymywać dalej złudzeń, że siłę tę mogłaby stanowić instytucja państwa narodowego opartego na demokracji jako zasadzie ustrojowej. Optymistyczną perspektywę można sobie wyobrazić jedynie jako połączenie masowej oddolnej presji ze strony prekariatu stanowiącego zarazem gros konsumentów, a więc nabywców ponoszących koszty dominacji wielkich korporacji, ze współdziałaniem elit zawiadujących tymi korporacjami, które mając na względzie swój długookresowy interes, musiałyby odrzucić stereotypy dotyczące metod osiągania sukcesów gospodarczych, a także przyjąć - wbrew obecnemu trendowi - paradygmat myślenia strategicznego uwzględniający wszystkie negatywne, kumulujące się konsekwencje utrzymywania się dotychczasowego stanu rzeczy24.(fragment tekstu)