Dzięki niewykorzystywanym dotąd źródłom archiwalnym tekst pozwala precyzyjniej przyjrzeć się mechanizmowi zrzucania hegemonii ZSRR nad Polską, i w szerszej perspektywie, nad pozostałymi krajami, będącymi od Jałty strefą wpływów sowieckich. Wskazuje na cele polityczne, jakie stawiał sobie zwycięski obóz Solidarności. A na ich tle przybliża poglądy i zamiary odsuniętych od władzy, w wyniku wyborów 4 czerwca 1989 r., komunistów. Wielkie nadzieje pokładali oni w Wojciechu Jaruzelskim, prezydencie, którego znowelizowana konstytucja PRL wyposażyła w ogromne kompetencje. Życie pokazało jednak, iż mógłby je egzekwować tylko za cenę głębokiego podziału kraju, konfliktu, który zamiast do reform prowadziłby do chaosu, załamania, a nie wzmocnienia Polski na arenie międzynarodowej. Utrwaliłby też negatywny wizerunek Jaruzelskiego. Prezydent stanął przed dylematem: wesprzeć zmiany, w tym te o charakterze geopolitycznym, czy się im przeciwstawić. Uznając dobro państwa i wolę obywateli wyrażoną w wyborach, wybrał pierwszą opcję. Choć trzeba przyznać, że istotną rolę odegrała słabnąca jego pozycja polityczna. Wybór większością zaledwie jednego głosu, systematyczne usuwanie ze stanowisk ludzi PZPR w koalicyjnym rządzie, rozpad PZPR, niechęć opinii publicznej - wszystko to pozbawiało go narzędzi do działania. W relacjach z ZSRR przyjął rolę bufora. Do końca sprawowania władzy wierzył w powodzenie sowieckiej pierestrojki, Gorbaczowa jako reformatora systemu, który - choć poddany transformacji - miał jednak trwać dalej. Dlatego też chciał Gorbaczowa wspierać, uważając go za gwaranta demokratyzacji zarówno wewnętrznej, jak i w relacjach międzynarodowych. Bał się zwrotu ZSRR ku nacjonalizmowi i awanturniczemu imperializmowi. Nie wyobrażał sobie zwrotu Polski ze Wschodu na Zachód, przystąpienia do NATO i Wspólnot Europejskich. Nie wykonał jednak żadnego ruchu, który mógłby ten cel zniweczyć.(abstrakt oryginalny)