Istnieją dwa sprawdzone sposoby na to, by odrzucić rewolucyjne zmiany, które nam się proponuje. Pierwszy polega na ignorowaniu wezwania, jak i tego, kto taki apel do nas kieruje. Udajemy więc, że apelu - by swoje życie odmienić - nie słyszymy. Licząc na inercję oraz upływający czas, żyjemy dalej tak, jakby się nic nie działo. Drugi sposób polega na jawnym odrzuceniu zarówno wezwania do przemiany, jak i autora wezwania - najczęściej dzieje się to poprzez dyskredytację. Wtedy mówimy, że ktoś nie jest dla nas wystarczającym autorytetem albo zarzucamy mu, że nie jest wystarczająco kompetentny (najlepiej, jeśli nie jest ekspertem), byśmy owo wezwanie wzięli za dobrą monetę. Taki los spotyka papieża Franciszka i jego przełomową "zieloną encyklikę" - Laudato si'. Tekst jest pełen zapału, gdyż papież z całą swą siłą i autorytetem włącza się w dyskusję dotyczącą kryzysu klimatycznego. Zarazem jest to encyklika będąca owocem metodologii, jaką Kościołowi zaproponował II Sobór Watykański, gdy mówił o "znakach czasu". Franciszek, pisząc swój tekst, przyznaje, że owym "znakiem czasu", z którym Kościół musi się dziś zmierzyć, są zmiany środowiska naturalnego, nad którymi człowiek stracił kontrolę, i które - paradoksalnie - stały się dla niego największym zagrożeniem. (fragment tekstu)